Chrześcijaństwo a islam - obawy i zagrożenia.
Przeczytałem tekst prof. Jacka Salija OP, pt.: Bronię islamu, Gość niedzielny, 39/2001; https://opoka.org.pl/biblioteka/I/IR/bronie_islamu.html:
„Jednakże – pisał kilka lat temu, w swoim Manifeście nihilizmu mistycznego, pewien doktorant filozofii z Uniwersytetu Śląskiego - najpiękniejszym, najczystszym i najwznioślejszym aktem buntu, kwintesencją rewolty przeciw Systemowi, będzie dla mnie zawsze czyn szaleńca, który rozrywa się bombą w przepełnionym supermarkecie, pociągając wraz z sobą w otchłań śmierci trzy tysiące bezmyślnych dzieci Systemu”.
Kiedy go redaktor Frondy (1997 nr 8 s.83) wezwał do wytłumaczenia się z tych poglądów, odpowiedział, że była to tylko intelektualna prowokacja, że bezmyślne akty terrorystyczne mu się nie podobają, „chociaż – tutaj naszego rodzimego teoretyka terroryzmu warto znów po prostu zacytować – nie będę się wypierał, że jednostki, które w desperacji, z rozpaczy, próbują tego typu działań, nie skazuję na potępienie, jeżeli ma to oczywiście swoje zdrowe granice, jeżeli ów akt przemocy kierowany jest przeciwko systemowi, a nie zupełnie przypadkowym celom”.
Nie sądzę, żeby autor tych słów miał odwagę dzisiaj je powtórzyć. Ufajmy, że dzisiaj ma przynajmniej poczucie kogoś przebudzonego z ręką w nocniku. Bo nie da się ukryć, że to, co się stało 11 września, spełnia wszystkie warunki, jakich młody polski filozof wymaga od aktu terrorystycznego, ażeby zasłużył na jego aprobatę: Światowe Centrum Handlu nie było przypadkowym celem dokonanego ludobójstwa, zamach zaś przeciwko tej instytucji ma wszystkie cechy „aktu przemocy kierowanego przeciwko systemowi”. Nawet liczba ofiar nie odbiega nadmiernie od niegodziwych marzeń, zapisanych w Manifeście nihilizmu mistycznego – niecałe dwa razy więcej.
Przywołuję ten – ufajmy, że nieprzemyślany, ale na pewno zbrodniczy – pogląd śląskiego trzydziestolatka, bo zadaje on kłam niemal powszechnemu dziś przekonaniu, jakoby nowojorska zbrodnia była czystym owocem fanatyzmu muzułmańskiego, nie dającym się rzekomo nawet pomyśleć na terenie naszej europejskiej cywilizacji. Otóż wydaje mi się, że ani do takiej zbrodni nie jest konieczny fanatyzm, ani nie musi być ona importem z obcej nam cywilizacji.
Co do fanatyzmu terrorystów, powołam się na kogoś tak kompetentnego, jak Bruce Hoffman: „Studiuję problem terrorystów i terroryzmu od przeszło dwudziestu lat. A jednak zawsze zadziwia mnie, jak bardzo <normalna> wydaje się większość terrorystów, kiedy się z nimi rozmawia. Wbrew oczekiwaniom, nie przypominają fanatyków o szalonym spojrzeniu ani oszalałych zabójców. Wielu z nich to w rzeczywistości bardzo inteligentni ludzie, dla których terroryzm jest (lub był) całkowicie racjonalnym wyborem, podejmowanym często nie bez zastrzeżeń, po głębokim namyśle i dyskusji”.
Zresztą czyż nie mieliśmy podobnego odczucia, kiedy opublikowano pierwsze zdjęcia terrorystów, którzy byli sprawcami nowojorskiego kataklizmu i w nim zginęli? „Przecież to są twarze zwyczajnych ludzi!” – pomyślało sobie wtedy ze zdumieniem wielu z nas. Żeby dopuścić się zbrodni – również zbrodni przekraczającej wyobraźnię – nie trzeba być fanatykiem. Wystarczy nie mieć sumienia i nabrać poczucia, że wszystko, co ja (również ja kolektywne) czynię, jest słuszne i dobre. Inaczej mówiąc, trzeba być bezbożnikiem, siebie samego (lub swoje środowisko) wynoszącym na piedestał boskości.
Tę „zwyczajność” terrorystów znakomicie oddała Wisława Szymborska w wierszu Terrorysta, on patrzy. Owszem, u Szymborskiej nie jest to terrorysta-samobójca, ale mimo to warto mu się przypatrzyć. Poetka nie zauważyła w nim żadnej nienawiści, żadnej nawet pogardy dla ludzi, jaką widzieliśmy jednak w Manifeście nihilizmu mistycznego dla pociągniętych „w otchłań śmierci trzech tysięcy bezmyślnych dzieci Systemu”. Od zwyczajnych ludzi terrorysta przedstawiony w tym wierszu różni się tylko tym, że obcy, nieznani ludzie to nie są jego bliźni. Jednak bądźmy szczerzy: Czy to taka rzadka dziś postawa, że dla kogoś obcy, nieznani ludzie to nie są jego bliźni?
Bardzo prawdziwa wydaje mi się ta dokonana przez naszą Noblistkę próba wglądu w świadomość terrorysty. Natomiast o tych zbrodniczych samobójcach, którzy spowodowali taki bezmiar nieszczęścia w ów tragiczny dzień 11 września, tego możemy się jeszcze domyślać, że czuli się jednak nadludzkimi mocarzami, którym niestraszna żadna potęga wroga. Sądzę, że tego poczucia uczyli się raczej oglądając na ekranie kolejne wcielenia Rumbo, niż podczas studiowania Koranu.
Osobiście nie przeceniałbym winy islamu jako islamu za współczesny terroryzm. Nie tu miejsce przypominać o naszym europejskim „dorobku” w zakresie teorii i praktyki terroryzmu. Przypomnę jeden tylko fakt, mianowicie wysadzenie w powietrze, 16 kwietnia 1925, katedry w Sofii, kiedy odprawiało się tam nabożeństwo z udziałem króla, całego rządu, generalicji i innych najwybitniejszych przedstawicieli bułgarskiej klasy politycznej. Ofiarą masakry padło prawie siedmiuset zabitych i rannych. Dopiero w roku 1948, na V Zjeździe Partii, Dymitrow oficjalnie przyznał, że zamachu dokonali komuniści.
Jednak takie bestialstwa nie rodzą się z niczego. Przedtem zawsze ktoś je pomyśli, obmyśli i uzasadni. Oto zapis przerażenia, jakiego w roku 1845 doświadczył Zygmunt Krasiński podczas lektury jakiegoś teoretyka terroryzmu: „Krew mi cała tryska z piersi i ócz, i mózgu, gdy czytam pisane przy stoliku teorie rzezi i mordu. On w atrament maczał pióro, a później dla drugich pióro przemieni się w nóż, a atrament w krew. Co to za brak sumienia musi być w człowieku, który może znieść myśl, że słowa przezeń drukowane stać się kiedyś mogą zgubą, zamordowaniem współbraci; czy to nie szatańska zimna krew? A chrzczą takie sprośności imieniem obowiązku, idei, poświęcenia wszystkiego Ludowi, Rzeczypospolitej, Cnocie!”
Rachunek za potworną masakrę z 11 września trzeba wystawiać nie islamowi, ale tym jego nurtom, które ją zrodziły i z niej się cieszą. A nawiasem: szkoda, że tylko tych pokazuje nam się w telewizji. Miliony muzułmanów, oglądając sprawozdania z przekraczającego wyobraźnię koszmaru, na pewno przeżywało wstyd i gniew, że jacyś zboczeni samozwańcy odważyli się dokonywać zbrodni pod sztandarami ich wiary.
Ufajmy, że bezwarunkowe potępienie, jakim cały świat zareagował na ten zbrodniczy wyczyn, przyśpieszy wewnątrz islamu różne pozytywne procesy na rzecz większego zrozumienia dla ludzkiej godności i wolności sumienia, a również na rzecz usunięcia nietolerancji, jaka w niektórych krajach muzułmańskich stała się przyjętą normą. Ufajmy, że opinia światowa będzie odtąd rzetelniej i z większą stanowczością reagowała na doniesienia o łamaniu ludzkich sumień w tych krajach. Mówiąc skrótowo: Ufajmy, że w katolickich gazetach nie będą już się musiały ukazywać artykuły na przykład pod tytułem: Sudan: dramat chrześcijan i milczenie Zachodu.
Myślę, że w naszym stosunku do islamu warto podglądnąć Jana Pawła II. Przed pięciu laty, Eugeniusz Sakowicz zebrał jego wypowiedzi na ten temat w odrębnej książce. Okazuje się, że Ojciec święty w swoich wypowiedziach na temat islamu wytrwale podkreśla swój jednoznaczny szacunek dla duchowych wartości tej religii oraz nasze chrześcijańskie pragnienie zgodnego z nią współżycia, zarazem jednak z wielką stanowczością piętnuje terrorystyczne wybryki muzułmańskiego marginesu, wielokrotnie też upomina się o wolność religijną w tych krajach muzułmańskich, gdzie prawo lub fakty wciąż jeszcze odbiegają od współczesnych jej standardów."
Zajrzałem również do wypowiedzi Jana Pawła II o naszym stosunku do islamu oraz do wypowiedzi prof. Eugeniusza Sakowicza, kierownika Katedry Teologii Religii w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie: https://opoka.org.pl/biblioteka/I/IR/o_%20islamie.html,
i postanowiłem polecić nagranie: Magdalena Ogórek i red. Paweł Lisicki: Chrześcijaństwo a islam - obawy i zagrożenia:
oraz książkę P.Lisickiego, Dżihad i samozagłada zachodu, Lublin 2015.
Zgadzam się z diagnozą o kryzysie tożsamości chrześcijańskiej Europy i kryzysie tożsamości Kościoła katolickiego, zwłaszcza w kontekście Jego znamienia: katolickości. Od dłuższego czasu, neomarksiści, będący już wewnątrz Kościoła Chrystusowego, bezkarnie majstrują przy katolickości Kościoła (TP), jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa, dogmatach wiary, sakramentach, zwłaszcza sakramentu eucharystii, święceń, małżeństwa... Daje się zauważyć, w tym kontekście, zbytnia łatwość dostosowywania się do świata, zmiana kursu Łodzi Piotrowej , a nawet jej zawracanie na nieznane tory..., tak sądzę!